PW 2018 plus dojazd i odjazd... czyli tour de s.d.s (w miejsce kropek wstaw literę "e")

Sobota, 28 kwietnia 2018 · Komentarze(0)
Miłe początki chciałoby się rzec...
Po wczesnym śniadaniu w hotelu w Białce udałem się z A. na start PW do Parczewa (po drodze mijaliśmy grupy uczestników startujących na dłuższym dystansie - 500 km).
W Praczewie pojawiliśmy się na prawie godzinę przed startem zatem mieliśmy czas aby przyjrzeć się kolejnym startującym grupą już na dystansie 266 km. Na klika chwil przed naszym starem zjawiliśmy się w namiocie celem pobrania nadajników gps. Start nastąpił o 9:25. Wszyscy jechaliśmy w kat. open zatem w planach było aby jechać grupką na zmianach, tym bardziej, że pierwszą cześć trasy miała być pod silny wiatr. Jakoś tak po wyjechaniu z Parczewa daliśmy z A. zbyt mocne zmiany i po odwróceniu się stwierdziliśmy, że jedziemy sami. Przez kilkanaście km jechaliśmy we dwóch ciągle oglądając się za siebie celem sprawdzenia w jakiej odległości znajduje się reszta naszego peletonu. Wyraźnie zwalniając zjechaliśmy się ponownie na skręcie z 819 na 820 (pod Sosnowicą). dalej już podążaliśmy razem dając sobie jednokilometrowe zmiany. W ten sposób dość szybko mijaliśmy kolejnych uczestników PW. Niestety nasz peleton trzymał się razem do okolic Siedliszcza by tam ponownie się zacząć rwać. Chwilowy zjazd grupy nastąpił na skrzyżowaniu 12 z 839. Kolejny rozjazd grupy i kolejny zjazd na długo zamkniętym przejeździe w Rakowcu. Po ruszeniu  grupa już na całego się porwała. I w tym miejscu pojawiły się u mnie problemy żołądkowe, czyli częściej oglądałem się za wc niż kontemplowałem piękno przyrody... Jakimś cudem udało się dojechać do PK1 w Krasnystawie. I tu zamiast od razu udać się celem uzyskania pieczątki i ruszenia w dalszą podróż skierowałem się do wc. Zatem pobyt na PK1 wydłużył się... Ponoć wyglądałem tak jakbym miał zakończyć na tym punkcie swą wycieczkę. Udało się jednak zebrać i udać się w kierunku PK2. W zasadzie od tego momentu z małymi wyjątkami jechałem samotnie. W zasadzie pomiędzy PK1 a PK2 asfalt nie był zbyt dobrej jakości. Były za to fajne podjazdy. Niestety ja ponownie musiałem szukać ustronnych miejsc... W zasadzie po zjedzeniu czegokolwiek po 15-20 min musiałem się zatrzymywać. Zostało więc jechać na wodzie. Na PK2 dotarłem w chwili gdy A. zbierał się do wyjazdu. Dodatkowo okazało się, że nie dojechała woda więc dzięki uprzejmości Pań wlałem do bidonu nieco przestudzoną, przegotowaną wodę. No i ruszyłem w dalszą drogę - niestety jak się okazało bardzo krotką, bowiem na szczycie niewielkiego podjazdu jeszcze w samej Żółkiewce zerwałem łańcuch. I był to na szczęście jedyny przystanek nie związany z uciążliwościami żołądkowymi. Z plusów dodatnich odnotować należy osłabnięcie wiatru choć ten nieco zmieniając kierunek nadal nie sprzyjał uczestnikom PW. Droga do PK3 jakoś dziwnie mi się dłużyła. Z ciekawostek należałoby by odnotować przejazd przez Łęczną (akurat odbywał się mecz Górnika z Olimpią Grudziądz - piłkarze tego drugiego klubu nocowali w tym samym hotelu co my).
Do PK3 dojechałem w towarzystwie dwóch uczestników PW. Ja zdecydowałem się na dłuższy postój (pierwsza próba zjedzenia czegoś - udało się utrzymać ten prowiant w brzuchu już do samego Parczewa). Posilając się na PK3 uzyskałem info, że A. jest godzinę przede mną. No nic trza było się zebrać. I w zasadzie od tego miejsca znów zacząłem czerpać radochę z jazdy. Słońce chyliło się ku zachodowi, wiatr całkowicie przestał wiać no i brak przystanków celem szukania wc dał nadzieje na fun z kręcenia. Pojawił się cel - dojechać do Parczewa przed zachodem słońca... i udało się :) po spędzeniu 9 h 40 min na pętli PW powróciłem do Parczewa...
6 miejsce w generalce i 4 w open - czyli pomimo problemów żołądkowych i zerwanego łańcucha nie było tak źle.
Po odpoczynku w Parczewie i oczywiście zaliczeniu kolejnej wizyty w wc udałem się już do hotelu (całe 300 km zajęło mi netto 10 h 43 min).

mapa

Przemyślenia:
Pierwszy raz w życiu przejechałem na raz 300 km i nie było źle (oczywiście pomijając żołądek) - nic nie strzykało i nic nie bolało zatem bf wart był zrobienia. Udało się przejechać w założonym czasie (limit postawiony sobie przed startem wynosił 10 h). Nie byłem na mecie ujechany - spokojnie wróciłem do hotelu rowerem co daje dobry prognostyk przed kolejnym celem na ten rok...

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!